Na potrzeby niniejszego artykułu postanowiliśmy wcielić się w sytuację życiową typowego młodego Polaka, który po ukończeniu studiów, nadal nie wie co zrobić ze swoim życiem. Uczyć się dalej? Pracować? Jeżeli tak, to gdzie? Pytań jest wiele, a odpowiedzi – jak na lekarstwo. Sprawdźmy zatem nasze możliwości.
Już po kilku dniach od obrony pracy magisterskiej, przygotowujemy nasze CV, w które zawiera „niewiele ponad niewiele”. Rozsyłamy je gdzie tylko się da i (jeżeli będziemy mieli szczęście) idziemy na rozmowę kwalifikacyjną. Na miejscu szybko dowiadujemy się, że nie mamy wystarczającego doświadczenia i zamiast posady, o którą się ubiegaliśmy, otrzymujemy pracę na stanowisku niższym. Chwilę potem poznajemy warunki zatrudnienia – praca w pełnym wymiarze godzin, umowa zlecenie, brak świadczeń etc. Na koniec miesiąca, przy dobrych wiatrach, otrzymamy szalone wynagrodzenie w wysokości 1600zł, które po opłaceniu czynszu za mieszkanie, pozwoli nam godnie przeżyć kilka następnych dni. O resztę miesiąca musimy martwić się sami.
Drugą możliwością jest kontynuowanie nauki, czyli de facto – dalsze dojenie rodziców. Przecież nikt nas nie zatrudni, ponieważ nie mamy doświadczenia. Tak powstaje najwspanialsze błędne koło – „nie mam pracy bo nie mam doświadczenia bo nie mam pracy…”. Kończymy więc studia i kursy uzupełniające, robimy podyplomówki, a na sam koniec okazuje się, że nasza sytuacja wygląda dokładnie tak samo jak przed ich rozpoczęciem.
Trzecią możliwością jest emigracja, która przynajmniej w początkowej fazie, łączy się z pracowaniem na stanowisku (znacznie) poniżej naszych kwalifikacji. Zaczniemy od zmywaka w barze, pomocnika budowlanego, sprzątaczki lub kelnera. Mimo że nasza ambicja będzie cierpieć przez okrągłe 8 godzin dziennie, na koniec miesiąca otrzymamy wynagrodzenie, które z pewnością pomoże nam uporać się bólem.
Wracamy więc do jednego z najstarszych pytań na świecie – mieć czy być?