American dream jest magnesem, który co roku przyciąga tysiące ludzi do Stanów Zjednoczonych, w tym setki Polaków. Każdy marzy o sukcesie, splendorze i dużych pieniądzach, nie myśląc o tym, ile pracy trzeba włożyć w taki sukces. Wielu wraca do Polski z przykrymi doświadczeniami, inni obniżają swoje oczekiwania i zadowalają się marną pracą i spokojnym życiem. Są jednak i tacy, co postanawiają walczyć, są silni i nie zamierzają się poddawać, nawet jeśli im się coś nie uda.
Pani Monika wyjechała do Stanów Zjednoczonych, kiedy porzuciła studia marketingu w Łodzi. Nie planowała wyjazdu, ale jej mama nalegała, by złożyła dokumenty po amerykańską wizę. Udało się. Swoje pierwsze kroki po amerykańskiej ziemi stawiała w Chicago. Nie znając angielskiego, nie wiedząc nic o amerykańskim rynku pracy, została przygarnięta przez swoją daleką rodzinę. To oni załatwili jej pierwszą pracę w sklepie mięsnym oraz jako niania do dzieci. Jednak to nie było to, co chciała robić. Szukała pomysłu na siebie. Szybko usamodzielniła się od rodziny. Pierwszy pomysł na biznes przyszedł do głowy podczas zakupów. Pani Monika kupowała wówczas buty i pomyślała, że w Polsce jej koleżankom mogłyby się spodobać zwłaszcza, że były w dość okazyjnej, niskiej cenie. Kupiła więc kilka par i wystawiła je na allegro. Szybko się sprzedały. Interes się rozkręcał, jednak pojawiały się także nowe problemy. Oto klientki zamawiały rozmiary czy modele, których akurat w sklepie nie było, więc terminy dostawy znacznie się opóźniały. Do tego wysyłanie na masową skalę paczek z butami zainteresowało urząd celny w Polsce. Opóźnienia w dostawie zaczęły sięgać tygodni, co mocno nadwyrężyło zaufanie klientów. Pani Monika jednak nie poddała się. Każdą sprawę starała się rozwiązać, co zajęło jej dobre 3 lata. Teraz prowadzi dwa sklepy – jeden w Stanach, drugi w Polsce.
Jednak sprzedaż butów nie była tym, co tak na prawdę chciałaby robić pani Monika, dlatego szukała sposobu na siebie. Wiedziała, że aby zaistnieć na rynku, musi się czymś wyróżniać. Jednak co takiego miałoby jej to dać. I znów z pomocą przyszły zakupy. Kiedy pani Monika wracała z nimi do domu, mijała kilku bezdomnych proszących o pieniądze. Wszystkich znała z widzenia. Tym razem był jeden nowy, nieznany jej mężczyzna. Zamiast prosić o pieniądze, trzymał w rękach kartkę z napisem „proszę o buty”. Ten widok tak mocno wrył się w pamięć pani Moniki, że po powrocie do domu bez zastanowienia spakowała jakieś buty swego partnera i wróciła na miejsce, gdzie już bezdomnego nie było. To zdarzenie stało się jednak przyczynkiem do wymyślenia Give Back Box, czyli pudełka, które się odda. Na czym polega genialność tego rozwiązania? Na bardzo prostym założeniu, a mianowicie kupując buty w sklepie pani Moniki, klient otrzymuje je zapakowane w karton oraz z wypełnioną i opłaconą zwrotką z adresem jakiejś organizacji charytatywnej zajmującej się bezdomnymi lub/i osobami w potrzebie. Do zakupu dołączona jest także kartka z podziękowaniami za dokonany zakup oraz prośba, by to właśnie pudełko napełnić niepotrzebnymi już rzeczami – butami, ubraniami, zabawkami, i odesłać je na podany adres, używając oczywiście zwrotki. Przesyłka trafi do organizacji, która rozdysponuje otrzymane dary pośród potrzebujących. Jakże prosty i unikalny sposób by komuś pomóc.
Obecnie Give Back Box można już otrzymać zamawiając w Stanach rzeczy z portalu Amazon czy w sklepie Dell’a. LEGO oraz Mattel prowadzą rozmowy.